Norwegia/Alghero - długa relacja! Zdjęcia!
Jakiś czas temu informowałam Was o tym, że wraz z Aleksandrem planujemy wyjechać do Alghero. Prawdę mówiąc, na kilka dni przed wyjazdem prawie tą wycieczkę odwołaliśmy. Chyba za dużo wszystkiego naraz: trochę problemów firmowych, przeprowadzka, a razem z nią mini remont, zakup mebli... Naprawdę już oznajmiliśmy wszystkim, że zostajemy. I tak z "krzywymi ryjami" chodziliśmy aż do dnia przed planowanym wylotem... aż podjęliśmy decyzję, że niech się dzieje co chce - lecimy!Niestety odwołaliśmy rezerwację hotelową, więc na ostatnią chwilę szukaliśmy taniego noclegu. Posiadaliśmy niewielkie fundusze ale trafiliśmy na Villaggio Nurral - obiekt usytuowany w Fertilii, 6 km od Alghero, posiadający na swoim terenie bungalowy oraz miejsca kempingowe.
Ale... Od początku.
Wylecieliśmy 14 maja z lotniska Chopin w Warszawie, liniami WizzAir w kierunku: Sandefjord Torp. Tuż po wylądowaniu mieliśmy prawie cały dzień na piesze wycieczki i zwiedzanie Sandefjord - przy okazji przekonaliśmy się jak drogie, w stosunku do naszych zarobków, jest życie w Norwegii. Przykładowo, butelka wody 0,5l - 25 NOK, czyli przy ówczesnym kursie waluty jakieś 12,75zł :) a już McChicken w McDonaldsie 50 NOK, czyli 25,50zł....
Na szczęście przygotowaliśmy się na taką ewentualność i zabraliśmy ze sobą troszkę jedzenia, które z przyjemnością zjedliśmy w porcie. Jedynym minusem był niestety dość silny wiatr. Ale pomimo kosztów, chłodnej pogody i niezrozumiałego języka utwierdziłam się w tym, że Norwegia to piękny, czysty i bardzo kulturalny kraj. Przeżywałam szok za każdym razem kiedy nawet skuter lub rower zatrzymywał się aby przepuścić nas na pasach :) Kultura w każdym zakresie. A poza tym - Norwedzy znakomicie posługują się językiem angielskim. Tak więc nie było problemu aby się z nimi porozumieć.
Wieczorem już wyruszyliśmy w kierunku lotniska w Alghero - na miejscu byliśmy około godziny 23, także do zameldowania pozostało nam około godziny. Na szczęście okazało się, że w stronę Fertilii kursuje jeszcze ostatni autobus, także bardzo szybko zaleźliśmy się o kilka kroków od naszego miejsca zameldowania. Po dotarciu na miejsce okazało się, że wbrew naszym oczekiwaniom w każdym bungalowie są prywatne łazienki, na co zupełnie nie wskazywał opis na bookingu, według którego Villaggio Nurral posiada jedynie wspólne prysznice. Po zameldowaniu pozwoliliśmy sobie jeszcze na szybki nocny spacer zapoznawczy, po czym udaliśmy się za zasłużony odpoczynek. Z samego rana udaliśmy się na śniadanie, które wliczone było w cenę wynajmu - w drzwiach przywitał nas Angelo, który wyglądem przypominał mi podstarzałego Bohdana Łazukę, tylko mocno opalonego, z kruczoczarnymi włosami i lekko wytrzeszczonymi oczami. W skład śniadania wchodziły: cappuccino/herbata/piwo!, sok pomarańczowy, rogalik z nadzieniem, rogalik słodki bez nadzienia, marmoladki, masełko, włoska szynka oraz parmezan lub gotowe kanapki: z mozzarellą i pomidorem albo szynką i serkiem, chrupkie pieczywo oraz forma deseru: ciasteczka/strucla jabłkowa/ ciasto drożdżowe z owocami.
Pierwszego dnia udaliśmy się do Alghero. Pospacerowaliśmy trochę po mieście, po czym udaliśmy się na plażę gdzie opalaniu ulegało wyłącznie ciało Olka, a moje było raczej nieugięte włoskiemu słońcu.
Następnego dnia postanowiliśmy odwiedzić inne pobliskie plaże. Nie da się ukryć, że łącznie przeszliśmy trochę kilometrów ale w sumie odwiedziliśmy dwie bardzo miłe dla oka plaże: Le Bombarde oraz Lanzarote. Tym razem odpuściłam sobie wszelkie kremy z filtrem i mogłam śmiało powiedzieć, że wreszcie zaczęło mnie lekko muskać słoneczko. Niestety była to zapowiedź "pięknej" opalenizny "od koszulki", którą złapałam siedząc na bulwarze w Fertilii tuż przed zachodem słońca. Rano przekonałam się jak ładnie można się spiec :)
Czego jeszcze Wam nie pokazałam? Zrobiłam jeszcze zdjęcia przykładowego menu w Alghero, drugiej pizzy, którą zjedliśmy tuż przed wyjazdem oraz świeżych owoców morza, która pięknie prezentowały się w sklepie ale za to czuć je było już od wejścia do sklepu :)
Urzekły mnie też fartuszki sprzedawane na jednej z uliczek Alghero, którym na miejscu wyszywano imiona nabywców:
Z bólem serca opuszczaliśmy w niedzielę słoneczne Włochy. Szczególnie, że czekała nas wizja spędzenia 12 godzin na lotnisku Sandefjord-Torp, w oczekiwaniu na powrotny lot do Warszawy. Na szczęście jakoś przeżyliśmy i cali i zdrowi, choć trochę zmęczeni wróciliśmy do Polski.
Na koniec:
Każdemu życzę takich wyjazdów jak nasz - nie ma co rezygnować nawet jeżeli brak pieniędzy. My naprawdę pojechaliśmy bez kasy. Jedyne co nas uratowało to dwa niespodziewane przelewy na konto na sumy 200 i 300zł (ach ten zwrot Vat!).
Ogólnie gdybyśmy mogli to pewnie zostalibyśmy tam dłużej ale brak laptopów, czyli narzędzi pracy nie pozwolił nam na taką przyjmność :)
Czekaj, czekaj... polecieliście do Włoch na skróty przez Norwegię?? Zaplanowana strategia odwiedzenia kolejnego miejsca? czy brak bezpośredniego połączenia?
OdpowiedzUsuńLot przez Norwegię pozwolił nam zaoszczędzić sporo kasy, a poza tym nie ma raczej bezpośredniego lotu z Wawy do Alghero. Musielibyśmy i tak szukać innego połączenia.
Usuń