Sajgonki i nieszczęście w kuchni
Chyba po raz ostatni (przynajmniej w najbliższym czasie) dałam się namówić na przygotowanie dobrze wszystkim znanych sajgonek... Po raz ostatni, gdyż pierwsza porcja to po prostu była jakaś kulinarna masakra (zbyt blisko ułożone obok siebie sajgonki zdecydowanie się do siebie kleją, a potem trudno im się ze sobą rozstać...) ale druga częściowo wynagrodziła trudy przygotowań jednak po apetycie nie było ani śladu...Pomysł na sajgonki wyszedł zupełnie przypadkiem - zauważyłam w sklepie opakowanie papieru ryżowego i jak zwykle pomyślałam, że może warto wypróbować coś nowego w kuchni....
Efekt mizerny ale to co dało się uratować (widoczne poniżej) okazało się być całkiem smaczne i podejrzewam, że jeszcze kiedyś sięgnę po ten przepis ale tylko wtedy kiedy już ochłonę po sajgonkowym wieczorze pełnym wrażeń.
składniki: farsz: 1 opakowanie mielonego mięsa (500g), 400g kapusty kwaszonej, 1 duża marchewka, 1 szkl. ugotowanego makaronu ryżowego, kilka grzybków mun (u mnie zastąpione 5 startymi na tarce o grubych oczkach pieczarkami), sól, pieprz, sos sojowy, mielona papryka chilli, 2 łyżki oleju, 1 jajo
1 opakowanie papieru ryżowego, olej do smażenia
wykonanie: Na dużej patelni podgrzewamy olej i wysmażamy mięso mielone ze startymi pieczarkami oraz startą marchewką. Całość doprawiamy solą, pieprzem oraz ewentualnie szczyptą vegety. W międzyczasie kapustę kwaszoną odsączamy z nadmiaru soku i kroimy drobniej na desce - dodajemy do składników na patelni i smażymy jeszcze przez jakiś czas.Pod koniec dodajemy pokrojony drobniej makaron ryżowy i doprawiamy całość solą, pieprzem, chilli oraz sosem sojowym na pikantnie. Pod koniec w farsz należy wmieszać jedno jajo. Papier ryżowy przed użyciem namaczamy w ciepłej wodzie aby zmiękł. Kładziemy na blacie i układamy na środku podłużną porcję farszu, następnie od lewej i od prawej strony robimy zakładki do środka, a następnie zwijamy całość jak krokiety. Na patelni rozgrzewamy tłuszcz i jak jesteśmy pewni, że jest dostatecznie rozgrzany wykładamy partiami sajgonki (zachowując odległość między nimi) i wysmażamy z każdej strony na złoto.
Sajgonki podajemy z sosem słodko kwaśnym lub z uprzednio przygotowanym sosem chilli.
Wyglądają naprawdę apetycznie, nie widać po nich oznak kulinarnych katastrof ;) A jeśli smak jest, to najważniejsze zachowane!
OdpowiedzUsuńDziękuję chociaż momenty były naprawdę doprowadzające do łez :)
UsuńHehe, ja dziś miałem łzy w kuchni. Uszkodzone różne części ciała i jakieś takie marne wyniki ;-)
OdpowiedzUsuńU Ciebie zawsze wspaniale niezależnie co przygotowujesz :)
UsuńNie poddawaj się za każdym następnym razem będzie lepiej. A sądząc po fotkach musiały być smaczne :)
OdpowiedzUsuńSmacznie, owszem. Szkoda tylko, że po prostu już zmęczenie i brak wiary w wyniki pracy nie pozwoliły cieszyć się rezultatem :)
UsuńSajgonki robię regularnie, bo je z mężem bardzo lubimy. Aby się nie sklejały kładę je na obsypanej mąką desce tak by się ze sobą nie stykały, wtedy się nie skleją.
OdpowiedzUsuńDzięki Helen! Z pewnością skorzystam ;)
Usuńuczymy się na błędach ;) następnym razem bedzie lepiej.;)
OdpowiedzUsuńTeż w to wierzę :)
UsuńNie dziwie się zniechęcenia - też mnie doprowadza do szewskiej pasji, jak coś się w kuchni nie udaje. I wiem wtedy od razu, że nie będzie mi smakować. :) Ale summa summarum okazuje się całkiem ok. ;)
OdpowiedzUsuńI tym razem wyszło nieźle ale zawsze mogłoby być o niebo lepiej :)
UsuńPierwsze koty za płoty:) A sajgonki bardzo apetyczne:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNastępnym razem postaram się o lepsze! :)
UsuńU mnie dziś wieczorem będą sajgonki. Smakowicie wyglądają Twoje wietnamskie dobroci;)
OdpowiedzUsuńWyglądją pysznie, już dawno nie robiłam sajgonek, ja dodaję jeszcze do farszu kiełki fasoli, w sumie to na tygodniu azjatyckim w lidlu kupuję jeszcze jakieś sosy:)
OdpowiedzUsuń